Komentarze nie są potwierdzone zakupem
W roku setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości po wielokroć wspominani są bohaterowie, którzy przed 100 laty wywalczyli długo oczekiwaną przez Polaków wolność. Wśród pojawiających się opracowań, zarówno akademickich, jak i popularnonaukowych, na próżno jednak szukać informacji o losach ogromnej rzeszy polskich patriotów, którzy o sprawę polską postanowili walczyć inaczej niż tak silnie obecni w polskiej świadomości i kulturze galicyjscy legioniści Józefa Piłsudskiego.W swej najnowszej książce Andrzej Solak wypełnia tę lukę, przedstawiając fascynującą i znakomicie udokumentowaną opowieść o tysiącach polskich żołnierzy, którzy nadziei na wyzwolenie postanowili szukać nie jak Piłsudski u boku państw centralnych, lecz walcząc ramię w ramię z państwami ententy na terenie Rosji. Historia sprawiła, że to oni jako pierwsi musieli stanąć w obronie wartości świata zachodniego, którym zagroziła nowa wizja ładu społecznego forsowana przez bolszewików. Po powrocie z tułaczki do wolnej już Polski nie złożyli broni, a bez ich ducha walki trudno sobie wyobrazić zwycięstwo roku 1920. Najwyższa więc pora, by krew żołnierzy polskich formacji wojskowych, przelana w obronie nie tylko Polski, ale i całej zachodniej cywilizacji, została przez nas właściwie uhonorowana, a ich skomplikowane losy na stałe wpisały się w świadomość Polaków jako te, bez których nie byłoby polskiej wolności.
Andrzej Solak jest absolwentem historii UJ, dziennikarzem, autorem kilku książek, w tym wydanych w Wydawnictwie eSPe: Walk Polaków z islamem, Modlitwy mieczy, Krucjaty Wyklętych, Warszawy ’44, Kresów w płomieniach oraz Rycerzy Chrystusa.
Czyny orężne Formacji Wschodnich okrywa dziś mrok niepamięci. A przecież tym nieszczęsnym tułaczom zmierzającym w rodzinne strony krętymi, ciernistymi szlakami z odległych krain – z Kaukazu, Kubania, Murmania czy Sybiru – chodziło tylko o Polskę. O orzełka na czapce, o sztandar zasłaniany w boju własną piersią. O parę słów w ojczystym języku wyrytych na brzozowym krzyżu, wkopanym w żołnierską mogiłę. Nie myśleli o karierze, o bogactwach i zaszczytach. Wypełnili swój obowiązek, po czym usunęli się w cień.26 lutego 1919 roku na posiedzeniu Sejmu Ustawodawczego w Warszawie marszałek Wojciech Trąmpczyński zdał posłom relację ze swego spotkania z przedstawicielami sztabu byłego I Korpusu Polskiego w Rosji, słynnymi dowborczykami. Weterani przekazali na ręce marszałka dar dla odrodzonego państwa polskiego – kwity depozytowe na olbrzymią sumę w gotówce, złocie i srebrze, ongiś zdobytych w Rosji, a następnie przewiezionych w tajemnicy do wciąż okupowanego przez Niemców Królestwa Polskiego. Marszałek Trąmpczyński podziękował kombatantom za ów dar, a składając posłom sprawozdanie, zakończył je uwagą: „Generał Dowbor-Muśnicki i jego dzielni towarzysze nadmienili, że nie ma tak ciężkich i przykrych chwil dla narodu, gdzie by się nie mogło czegoś pożytecznego zdziałać dla Ojczyzny, chyba że się utraci wiarę w jej nieśmiertelność”.(fragment książki)